środa, 22 października 2014

Firma w UK - same korzyści

Jak już mówiłam, stało się,działam w ramach spółki LTD w Anglii.
Od dwóch miesięcy jestem poniekąd wolnym człowiekiem. Oczywiście, mam jeszcze na głowie starych komorników, ale póki co nie są w stanie nic mi zrobić.
Nic nie posiadam, co jest tzw. szczęściem w nieszczęściu - więc nic mi nie zabiorą.

Już niedługo - za 4 miesiące - będę mogła zgłosić wniosek o upadłość i rozpocząć proces żegnania się z wierzycielami.

Nadal nie mogę pojąć tej głupoty, że odmówiono mi prawa do zarobienia pieniędzy na spłatę długów. Ale jak to mówią, to już nie mój problem. Mam dowody - i to na piśmie - że chciałam. Więcej nic już nie mogłam zrobić, ponieważ okazało się, że nikt poza mną nie był zainteresowany tym, abym zarobiła pieniądze na spłatę moich zobowiązań.

Niemal codziennie poznaję nowe zalety i korzyści wynikające z otwarcia spółki LTD. Oczywiście trafiam czasem na problem - jak np. niedoinformowanie księgowych niektórych z moich klientów. Zanim przebrniemy przez pierwszą fakturę, tudzież umowę - jest seria telefonów wyjaśniających niektóre kwestie. Ale liczyłam się z tym i jestem na to przygotowana. Oprócz tego mam do swojej dyspozycji sztab ludzi - firmę, która pomogła w rejestracji spółki i w tej chwili zajmuje się wsparciem formalnym i prawnym.

O podstawowej korzyści, wynikającej z zarejestrowania spółki LTD wiedzą chyba wszyscy. Jest to brak horrendalnie wysokich kosztów ZUS. Oczywiście jako pracownik takiej spółki masz określony czas na zarejestrowanie międzynarodowego numeru ubezpieczenia, z którym potem możesz ubiegać się o leczenie w ramach NFZ, ale numer ten nic Cię nie kosztuje - ani na początku, ani co miesiąc.

Wiadomo, leczenie w Polsce jest jakie jest, emerytura, renta również. Jestem zdania, że bez względu na kraj oficjalnego rozliczania naszej działalności, każdy rozsądny człowiek prędzej czy później powinien pomyśleć o dodatkowych ubezpieczeniach i funduszach na tzw. czarną godzinę.

Wszyscy, którzy prowadzą lub prowadzili działalność gospodarczą, wiedzą jak ciężko trzeba pracować, aby zarobić ten ponad 1.000 pln na ZUS. Koniunktura bywa różna, raz lepiej raz gorzej, a cholerny ZUS trzeba płacić, kosztem nawet własnych dzieci - w przeciwnym wypadku jest się obywatelem kategorii B, ściganym z urzędu. Wytłumaczeniem US i ZUS - które należy odczytać między wierszami - jest fakt, że skoro nie zarabiasz na ZUS, to znaczy nie nadajesz się do biznesu. Może w niektórych przypadkach jest to prawda, ale najczęściej chodzi przecież o to, że nagle musimy się zmierzyć z niespodziewanymi problemami i czasem dobry, naprawdę ciekawy biznes musi się zamknąć.

Oszczędność na składce ZUS to praktycznie 12.000 rocznie. Jest to kwota, którą spokojnie można zainwestować w firmę tak, aby przynosiła porządne obroty, dawała pracę innym, pozwalała na ubezpieczenie się tam, gdzie warto (a nie tam, gdzie trzeba) oraz z czasem podniesienie swojej stopy życiowej o tyle, że robiąc coraz większe zakupy, na pewno zwrócimy Polsce te podatki, o których tak niektórzy patrioci krzyczą, uważając mnie i inne osoby działające w ramach LTD za pasożytów.
Jeśli moje miesięczne wydatki poniesione w Polsce wyniosą kilka tysięcy - zasilę budżet zdecydowanie lepiej niż gdybym poszła na zasiłek dla bezrobotnych, lub zgłosiła się do pracy, którą mi urząd zaproponuje, z pewnością za płacę minimalną.
To się nazywa ożywienie gospodarcze!

Mija już drugi miesiąc. Przerabiam mój arkusz kalkulacyjny, który przygotowałam kiedyś, licząc że uda mi się dogadać z Urzędem Skarbowym i wznowię działalność gospodarczą. Z wielką przyjemność naciskam przycisk "delete" w miejscu, w który w pozycji kosztów stała kwota ZUS.

Polecam ten ruch wszystkim, zarówno tym z długami, jak i tym bez długów.

środa, 30 lipca 2014

Biorę na tapetę: PKO SA

Zamknięcie mojej firmy, po nastu latach walki z instytucjami o każdy oddech i utrzymanie się na powierzchni, zbliża się coraz większymi krokami.

Skutkiem tego czasu wolnego zaczyna mi przybywać. Po co mam się nawet starać zastanawiać nad ewentualnymi możliwościami zarobku ;-).
Owszem chwilami obawiam się o standard życia, czy zdołam utrzymać jakikolwiek, ale mam tą dobrą cechę, że umiem się dopasować do sytuacji.
Nie trzymam się rozpaczliwie życia, na które mnie nie stać.
Nie wyję z rozpaczy za przedmiotami.

To na pewno ułatwia.

A skoro mam chwilę czasu, postanowiłam opowiedzieć więcej o moich doświadczeniach z niektórymi wierzycielami. Może się komuś przydadzą.

Jako pierwszy bank PKO SA - jeden z pierwszych banków, z jakim zadarłam.

Najpierw miałam u nich konto osobiste, gdy jeszcze byłam bardzo ważnym managerem w międzynarodowym koncernie.

Na moje konto wpływały bardzo przyjemne kwoty.
Bank niemal rozwijał przede mną czerwony dywan, dzwonili, proponowali zwiększenia limitu na karcie kredytowej i w ogóle to całowali i czcili ziemię, po której chodziłam.

Mając tak dobre doświadczenia z PKO SA, tam właśnie skierowałam swoje pierwsze kroki, szukając banku pod konto firmowe.
Jednocześnie więc dysponowałam dwoma kontami - przy czym to osobiste jechało jeszcze na mojej dość dobrej historii.
Przez chwilę było sympatycznie, tylko jeden zgrzyt - to było zdaje się w jakąś rocznicę karty kredytowej, musiałam nagle spłacić cały limit, a potem wykłócać się o przyznanie nowego.
Przyznali, dwa razy mniejszy niż był, co dla mnie było mocno kłopotliwe, gdyż miałam to kartą zapłacić za towar do mojej firmy.
Zdaje się, że faksem, albo listem dałam wyraz mojemu rozczarowaniu, powiedziałam parę słów na temat pracownic, które obwiniałam o tę sytuację i przez które czułam się wprowadzona w błąd.

Jakież było moje zdziwienie, gdy po paru latach, gdy już miałam problemy i negocjowałam z pewnym panem w PKO SA ugodę, okazało się, że tamte panie nadal pracują w banku i ze względu na chowaną do mnie latami złość, blokują ugodę i chcą w jakiś sposób wziąć na mnie odwet :).

Ten pan nie ukrywał, że właśnie tak jest, że koleżanki czują się obrażone, dobrze pamiętają i nie są chętne do współpracy.

Pomimo tego, że te kilka pracownic delikatnie mówiąc nie pałało do mnie miłością, udało mi się wynegocjować bardzo dobrą ugodę.
Raty i terminy były zgodne z tym, co sama zaproponowałam.

Niestety, w związku z kolejnymi problemami firmy i spadkiem sprzedaży, w pewnym momencie przestałam spłacać raty wynikające z ugody. Zawaliłam.

I chyba już nie spłacę.
Za co serdecznie przepraszam bank PKO SA.
Naprawdę okazaliście się ludźmi, mimo naszych zaszłości, potraktowaliście mnie humanitarnie.

Bardzo chciałabym spłacić moje zadłużenie w Waszym banku, jednak US tego nie chciał i jak to się mówi, totalnie mnie udupił.
Nie mam się czym podzielić, nie mam czego sprzedać.

O długu pamiętam i jeśli tylko nadarzy się okazja, zwrócę się do Was ponownie z najlepszą propozycją, na jaką będzie mnie w danym momencie stać.

Dziękuję i przepraszam.

wtorek, 22 lipca 2014

Kolejne dni z długami

Mija czas, lada chwila zamknę firmę, a listy miłosne od komorników nadal przychodzą.

Odbieram je i nawet już nie czytam. Za chwilę i tak jeden z drugim napisze, że umarza dochodzenie - sztuka dla sztuki. Nie wiem, na czym polega ich praca? kogo ścigają, komu odpuszczają? a może mają swój własny hot line i przekazują sobie informację, kto jest biedny jak święty turecki i groszem nie śmierdzi? Ja w każdym razie nie śmierdzę, a oni to czują.

Z jednej strony olewam te pisma i już mnie nie ruszają. A z drugiej poczucie przyzwoitości każe mi widzieć za każdą kopertą bogu ducha winnego wierzyciela, który cierpi przez debilne decyzje instytucji państwowych.

Drogie banki i inni wierzyciele, bardzo mi przykro, że nie oddam Wam pieniędzy. Bardzo bym chciała.
Niestety tak się składa, że Urząd Skarbowy nie chce, abym Wam oddała. Wolą, abym zniknęła z rynku i nie spłaciła już nigdy ani grosza. Co ja poradzę? Jeśli kiedyś uda mi się ominąć system - z pewnością ureguluję moje płatności, bo twarz ma się tylko jedną.

Ten czas to również moment sprawdzianu mojej kreatywności, odwagi i otwartości na inne rozwiązania.
Traktuję te sytuację jako wyzwanie. Tym bardziej, że założenie spółki w UK też nie jest takie proste, jeśli nie ma się osoby, która zechce tę spółkę założyć na siebie - w przeciwnym razie wszystko co zarobię tam i tak zabierze komornik. Ale od czego mam łeb, trzeba szukać kolejnych drzwi.

Jak to mówią, co nas nie zabije, to nas...co? wzmocni.

piątek, 18 lipca 2014

Jednak wracam do pisania

Biedny bloguś, już na samym początku pisania niecnie go porzuciłam.

Przyznam się szczerze, biłam się z myślami, czy w ogóle jest sens zajmować się publicznie moimi długami. W ostatnich tygodniach przełykałam gorzką pigułkę, jaką była dla mnie odmowa urzędu skarbowego w odpowiedzi na moja prośbę o rozłożenie na raty zaległości.

Moją przyszłość zawodową i wszelkie kalkulacje opierałam o jakąś naiwną pewność, że Urząd Skarbowy pójdzie po rozum do głowy (w końcu nawet się to rymuje, więc powinien) i zrozumie, że nikt nie zyska na tym, gdy zniknę z rynku przedsiębiorstw.

Powoli zbierałam zlecenia, z przekonaniem, że już niedługo będę je mogła zrealizować i zafakturować.

Niestety, jak wielu z Was w komentarzach sugerowało, byłam bardzo naiwna.

Nie powiem, że ta odmowa była dla mnie szokiem - mimo wszystko brałam taką opcję od uwagę.

Prawdziwym szokiem była dla mnie głupota argumentacji i jakaś paćka urzędowej gadaniny - to wszystko przyszło do mnie w 4 kopertach, w każdej chyba 10 kartek.

I na tych 10 kartkach podsumowano całą moją działalność jako nieudolną i prowadzoną ze szkodą dla Państwa - przypomnę, w problemy wpadłam przede wszystkim dlatego że o rok za późno rozwiązałam zakład produkcyjny, bo szkoda mi było zwalniać ludzi. Brałam kredyty z nadzieją, że koniunktura się zmieni.

Jak można szanować urząd, który z jednej strony pisze, że ulga w postaci rozłożenia na raty jest narzędziem, z którego urząd może skorzystać, a z drugiej strony pisać, że jako podatnik mam obowiązek w pierwszej kolejności płacić należności wobec skarbu państwa. To ja się pytam, skoro wszyscy najpierw będą regulować ten obowiązek, to dla kogo w takim razie stworzono ulgę w postaci rozłożenia na raty? Czy tylko ja rozumiem, że aby z niej skorzystać, trzeba mieć jednak zaległości?

Po drugie Urząd, który od prawie 2 lat siedzi mi na wszystkich kontach, przysyła pisma w których mam rozpisane dokładnie koszty egzekucji, pisze mi, że te same argumenty przedstawiałam 2 lata temu - przed zawieszeniem działalności - i że moje działanie ma na celu przeciągnięcie sprawy w czasie i uniknięcie wysokich kosztów egzekucji.

kto tu jest debilem? jakich kosztów chcę uniknąć, skoro już mam egzekucję? Jak mogę starać się unikać czegoś, co już się dzieje?

I czy oni nie kumają, że teraz gdy zmusili mnie do zamknięcia firmy, to tych kosztów egzekucji na pewno nie zobaczą, tak samo jak nie zobaczą należności, którą im grzecznie w ratach chciałam spłacić.
Niestety mój majątek wynosi zero - co jest pewną korzyścią, gdy człowiek musi ciągle się przenosić - tak więc choćby próbowali na milion sposobów, poza moją córką i moją głową - nie znajdą nic wartościowego.
Nigdy nie gromadziłam rzeczy.

Nie umiem i nie lubię kombinować - lubię spać spokojnie. Ale moje państwo właśnie mnie do tego zmusiło.
Muszę znaleźć dla siebie rozwiązanie, wychowuję sama córkę, mam w sobie dużo siły, pomysłów i entuzjazmu i nie mam zamiaru się poddawać.

Skoro mój kraj nie chce mi pomóc, zgodnie z Waszą sugestią poszukałam pomocy gdzie indziej.
Jak tylko uda mi się pokonać jedną przeszkodę, już wkrótce będę działać w ramach spółki zagranicznej a już niedługo po prostu ogłoszę upadłość.

Trzymajcie kciuki, aby udało mi się znaleźć rozwiązanie ostatniego problemu.
W międzyczasie będę raportować z pola walki i zachęcam Was do dalszego dodawania komentarzy.
Bardzo mi pomogły i tak naprawdę zainspirowały do szukania nowych rozwiązań.

Pozdrawiam!
pełna optymizmu dłużniczka

wtorek, 6 maja 2014

Zapiski z pola walki

Pierwszy krok za mną.
Wysłałam bardzo mądrowate, dwustronicowe podanie do Urzędu Skarbowego w sprawie rozłożenia na raty moich zaległości podatkowych.

Zanim zawiesiłam działalność, trzy razy mi odmówili, więc wiem, być może to naiwność z mojej strony, że piszę czwarty raz. Że jeszcze mam nadzieję na inną odpowiedź.

Wierzę jednak, że w końcu zrozumieją, że moje bezrobocie nikomu nie służy.

Otrzymałam już odpowiedź i plik formularzy do wypełnienia. Niektóre z nic wypełniam już po raz czwarty, ale zauważam też postęp - niektórych formularzy, które znam z przeszłości, tym razem nie dosłali. Albo zmieniły się wytyczne, albo - w co wątpię - jest to reakcja na moją prośbę o niedosyłanie druków, bo cały komplet, który już u siebie mają, jest nadal aktualny.

Teraz czas przepuścić szturm na ZUS a potem na kilkunastu innych wierzycieli.
Czy zdarzy się cud i wszyscy co do jednego pozwolą mi pracować?

Zastanawiałam się, czy pisać im, że ze względu na długi, na tę całą sytuację z komornikami, moje zdrowie kompletnie strajkuje.

Stres i depresja niemal mnie wykończyły. Czasem wręcz ciężko mi wstać z fotela, co parę dni choruję.
Z jednej strony: to ostatni moment, abym mogła wrócić do życia i wyjść z tego bagna, a z drugiej, kto zaufa osobie, która praktycznie kwalifikuje się na rentę?

Moim kilku anonimowym czytelnikom odpowiadam od razu: nie poddaję się i nie użalam, ten blog to jedyny mój wentyl bezpieczeństwa, gdzie mogę upuścić nieco pary, aby mieć więcej sił na walkę o swoje życie. Nie ustaję w poszukiwaniu najlepszego sposobu, jak wyjść z długów.

piątek, 28 marca 2014

Ludzie listy piszą

Od kilku dni przygotowuję listy do moich wierzycieli.

Zastanawiam się, jak tym razem do nich napisać. Zwłaszcza do Urzędu Skarbowego.

Przecież wiedzą o mnie wszystko, znają wszystkie fakty i mimo wszystko uznali, że nie jestem warta szansy ułożenia mojego długu i tym samym reszty mojego życia.

Nie lubię nikogo brać na litość. Mogłabym opowiedzieć o tym, jak wygląda moje życie, jak bywa smutne i ciężkie, jak bardzo się staram, jak bardzo czuję się winna wobec mojego dziecka.

Nigdy nie lubiłam litości, poza tym nienawidzę nawet takiej myśli, że ktoś uzna mnie za słabą. Zawsze byłam silna, może nawet zbyt silna. Może gdybym po drodze była słabsza, odpuściła coś, nie walczyła, dziś wszystko inaczej by wyglądało. Powiedziałabym po prostu "ups, przepraszam, nie wiedziałam i co teraz będzie?".

Jak napisać do Urzędnika, który i tak ma Cię za oszusta? Który czyta Twoje pismo i uważa, że nie piszesz prawdy, że chcesz go zmanipulować i wymigać się od zapłacenia swoich powinności?

Jak go przekonać, że te wszystkie problemy Cię nie powaliły i jeśli tylko dostaniesz szansę, umiejętnie ją wykorzystasz i każdy będzie wygrany?


środa, 26 marca 2014

Gdzie po pomoc?

Każdy, nawet były więzień, ma swoją grupę wsparcia, lub miejsce, gdzie może znaleźć pomoc.

Korzystają z niej bezdomni, alkoholicy, a nawet pedofile.

Jedynie dłużnik, oszust i złodziej, jest pozostawiony sam sobie. Skutkiem czego panikuje i z głupoty popełnia kolejne błędy.

To właśnie dla nas powstały chwilówki.
Korzystamy z nich nie dlatego, że chcemy kogoś oszukać, ale właśnie dlatego, że chcemy komuś szybciej oddać pieniądze, których nie mamy.

To właśnie na naszej desperacji i chęci spłaty zobowiązań żerują oszuści. Ale dla nas nie ma litości - brałeś to sam sobie jesteś winien.

Dopiero po czasie wiemy, że chwilówka nic nie załatwi, tylko pogrąży nas jeszcze bardziej. Tymczasem zewsząd krzyczą "nie ważne skąd weźmiesz, masz spłacić dług". A zaraz potem "jak byłeś taki głupi i wziąłeś chwilówkę". I tak źle i tak nie dobrze.

Ja przygotowuję się do stoczenia kolejnej walki o to, aby dano mi możliwość spłacać moje długi.

Czas pokaże, co powiedzą wierzyciele, czy wspólnie ze mną zechcą opracować drogę wyjścia (lub zgodzą się na moją przemyślaną propozycję), czy będą upierali się przy swoim i przez to, ani ja nie będę miała życia, ani oni nie odzyskają pieniędzy.